sobota, 23 listopada 2013

III

   Przez kolejne cztery dni nic się nie działo, nic ciekawego się nie wydarzyło. Ten spokój mnie przytłaczał. 
   Dziś mama do mnie zadzwoniła, powiedziała, że tęskni. Oboje tak za mną tęsknią, że aż pojechali na wakacje. Teraz widzę jak wielkim ciężarem dla nich byłam. 
- Zobaczysz, nim się obejrzysz minie rok i wrócisz do domu. 
- Nie minął jeszcze miesiąc, mamo - trudno było mi ją okłamywać, przecież nie miałam zamiaru wracać, ale było jeszcze zbyt wcześnie, żeby się o tym dowiedziała. 
- Muszę kończyć, kochanie. Będzie dobrze, zobaczysz. 
   "Będzie dobrze" najpopularniejsze kłamstwo... 
Chwilę później poszłam do gabinetu mojego opiekuna, chciał ze mną porozmawiać, nie widziałam go od trzech dni. 
Jego oczy były dziś koloru brązowego, kiedy ostatni raz go widziałam były czerwone. 
   Usiadłam obok niego na balkonie, skierował wzrok w stronę morza. 
- Dowiedziałaś się czegoś? - zapytał chwilę później. 
- Nie - zamyśliłam się. - Morze tylko tego, że jest to niebezpieczne, chociaż nadal nie wiem co to jest. Tamtego dnia, Kira powiedziała, że jestem jedną z nich. Nie wiem kim, ale nie wiem też, czy w to wierzę. 
Spojrzał na mnie jakby ze smutkiem w oczach. 
- Jak na razie jesteś zwykłą dziewczyną - poprawił mnie. - Bardzo mi przykro, ale to, co się stanie jest twoim przeznaczeniem, a jak wszyscy wiemy, przeznaczenia nie da się oszukać - dlaczego po prostu nie mógł mi powiedzieć o co chodzi? Musiał otoczyć to tajemnicą. Nie podoba mi się to wszystko.
Położył dłoń na mojej. 
- Ona... Jest lodowata - głos zadrżał, kiedy to wypowiadałam, to było nienaturalne. To nie była wina złego przepływu krwi w jego organizmie. Uśmiechnął się i cofnął dłoń. Może powoli wszystko rozjaśniało mi się w umyśle, ale dalej było bardzo mocno zamazane. - Znajdź Kirę i idźcie na plażę, póki mamy ładną pogodę. 
   Nie myślałam o tym, chciałam, żeby to wszystko nigdy nie miało miejsca, żeby po prostu mnie "wyleczyli" i zostawili w spokoju, a nie zawracali głowę niepotrzebnymi sprawami. 
Ładna pogoda, też mi coś, przecież słońce nie wyłaniało się tutaj zza chmur na dłużej niż pięć minut. 
Na plaży spędziłyśmy kilka godzin. 
- O czym myślisz? - zapytała w pewnym momencie Kira. 
- Myślę o śmierci - odparłam cicho. - Często o niej myślę. Od lat jest przy mnie jako towarzyszka mojego życia. 
Lekki powiew wiatru wprawił w ruch moje włosy, które uniosły się, by po chwili opaść. Zupełnie jak szczęście. Kira przyglądała się temu swoimi pięknymi oczyma. 
- Jaka ona jest?
Zamyśliłam się, wyobrażając sobie postać śmierci. 
- Jest piękna - wydukałam, zamykając oczy. - Otacza ją spokój. Ma bardzo długie, srebrno-białe włosy. Uśmiecha się. Nie ma w ręku kosy, lecz kępę kluczy, złotych i srebrnych. 
   Podczas, gdy ja opowiadałam, moja przyjaciółka weszła do wody i z zadumą wpatrywała się w horyzont. 
- Wierzysz w Boga? - odwróciła się w moją stronę, a palcem wskazała niebo. 
- Nie, nie wierzę - wyprzedzając jej kolejne pytanie, zaczęłam mówić. - Jest tyle zła na świecie. Wojny, ludzie się mordują, gwałty, samobójstwa... Jeśli Bóg by istniał nie pozwoliłby na to. Słowianie nazywali go Bogiem Dobroci. Spójrz na świat, czego jest więcej? Zła czy dobra? 
   Zapanowała cisza, odetchnęłam głęboko. Nawet nie zauważyłam, że ledwo widoczne słońce już zaszło. 
- Jesteś przepełniona nienawiścią. 
- Wracajmy już - nie miałam ochoty już rozmawiać. 
   Kira miała rację. Nienawiść wypełniała mnie całą. Nienawidziłam wszystkiego, świata, życia, ludzi, siebie... Moja dusza była martwa. Moje serce rozbite na miliard małych kawałków. 
   Czułam się źle, chaos, który błąkał się po całym moim ciele przygniatał mnie z każdą sekundą coraz mocniej. Nie mogłam już tego wytrzymać... Chwyciłam nożyczki i zaczęłam robić płytkie nacięcia na delikatnej skórze ręki, tak, aby krew nie ciekła, lecz osadzała się na ranie. Nie wiem jak długo to trwało, zatraciłam się. Nożyczki wypadły mi z ręki, gdy tylko usłyszałam głośne chrząknięcie za plecami. 
- Znów to zrobiłaś - odezwał się, był zły.
   Ten facet zaczynał mnie irytować! Był wszędzie, gdzie ja, widział i wiedział wszystko!
- Podejdź do mnie - z niechęcią wykonałam zadanie. Szybko chwycił moją rękę i pociągnął do siebie, po czym ją zabandażował. - Proszę nie rób tego więcej. 
Jego oczy były czerwone, a w nich dało się zobaczyć smutek i strach oraz walkę. Walczył ze sobą, to był smutny widok, chyba. W tamtym momencie nawet ściany wydawały się być smutne. 
- Przepraszam - wymamrotałam jakby wybudzona z transu. 
- Dobrze - uśmiechnął się. - Teraz idź spać, a jutro porozmawiamy. 
   Tej nocy także nie spałam. Rozmyślałam nad sensem życia. Czy warto żyć? Warto cierpieć? Często się o to pytałam. Nigdy nie znalazłam odpowiedzi, może dlatego, że gdzieś w głębi duszy walczyłam o życie, choć tak bardzo go nienawidziłam. 
   Wyspa zaczynała się budzić, słońce rozproszyło swoje nikłe promienie po pokoju. Tylko ja siedziałam dalej bezczynnie skulona na podłodze. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie, 6:40, który dziś dzień? Zupełnie straciłam poczucie czasu. Z trudem przypomniałam sobie datę przyjazdu - 21. czerwca. Jestem tu od 8 dni, czyli dziś jest 29. Minęło zaledwie pięć minut, usłyszałam kroki i ciche stukanie do drzwi, które po chwili uchyliły się ze zgrzytem. 
- Śpisz? - usłyszałam znajomy głos dziewczyny. 
- Nie, wejdź proszę - Kira na palcach podeszła podeszła do łóżka i usiadła na nim, ja zrobiłam to samo. Jej palce zaczęły wędrować krętymi ścieżkami po mojej zabandażowanej ręce. Wpatrywała się w nią jakby była rozgwieżdżonym niebem. 
- Wiedziałam, że to zrobisz - uśmiechnęła się. - Duchy wiedzą wszystko, ale nie po to tutaj przyszłam. 
- Kira, nie mam ochoty na głupie gierki. Mów po prostu o co chodzi? - bez słowa wstała i podeszła do okna. 
- Śniło mi się, że zmieniłam się w demona. Boję się, cholernie się boję, Akkie. Moje sny są prorocze, a jeśli stanę się potworem i będę zabijać ludzi, co wtedy? - jej głos drżał, a ręce trzęsły się ze strachu. Nagle jej oczy zrobiły się czarne, uniosła się lekko do góry i przemówiła męskim głosem: 
- To stanie się niedługo, nie masz na to wpływu! Przeznaczenia nie oszukasz! - Kira z hukiem opadła na ziemię, była nieprzytomna, a ja zdezorientowana. Chyba zaczynałam wierzyć w odmienność tego miejsca. Przez dłuższą chwilę nie mogłam się ruszyć. 
- Kira? - wymamrotałam, klękając przy niej. - Kira, słyszysz mnie? - do oczy napłynęły mi łzy, nie wiedziałam co mam robić. Dziewczyna leżała w bezruchu, wyglądała jakby była martwa. Ja nic nie mogłam zrobić. 
- Uhm... Co się stało? - trzymając się za głowę usiadła, nie otwierając oczu. Poczułam nagły przypływ energii. 
- Kira, cholernie mnie wystraszyłaś! 
- Przepraszam - uśmiechnęła się. - Nie mam na to wpływu. 
Mówiła zachrypniętym głosem, jakby obudziła się z długiego snu. 
- Co mówiłam? 
- Ty nic, ale ktoś twoimi ustami, mówił coś o przeznaczeniu. Nie przejmuj się - podniosłam ją z ziemi. Stwierdziłam, że powinna pójść coś zjeść. Powoli opuściła mój pokój chwiejnym krokiem. 
   Kilka minut później sama zgłodniałam i postanowiłam, że dołączę do Kiry na stołówce. 
Ku mojemu zdziwieniu nie było jej tam. Marcela też nigdzie nie było. Pewnie już o wszystkim wie i przesłuchuje biedną dziewczynę. 
Straciłam apetyt. 
Prawie biegnąc opuściłam to miejsce. Przemierzałam korytarze w poszukiwaniu przyjaciółki. Niestety, nigdzie nie było jej ani Marcela. 
   Wszystko tu było takie dziwne, inne. Teraz cieszyłam się, że mnie tu wysłano. Nie wiem, jak mogłam nie lubić tego miejsca, które teraz jest moim domem. 
- Akkie, nie idziesz na plażę? - na drodze stanął mi dość wysoki chłopak, nie mógł mieć więcej niż 19 lat, przystojny, umięśniony. Śliczne niebiesko-szare oczy i blond włosy. - Ziemia, odbiór - uśmiechnął się szeroko. 
- Wybacz, skąd wiesz kim jestem? - cofnęłam się kilka kroków w tył. 
- Jestem zastępcą Marcela, dużo mi o tobie opowiadał. To jak, idziesz na plażę? - uśmiechnął się i puścił mnie przodem, idąc nie zwracałam na niego zbytniej uwagi. 
   Tego dnia słońce nie wyłoniło się zza chmur ani na minutę. Na plaży nikogo prócz nas nie było. 
- Gdzie jest Marcel?
- Musiał coś załatwić, dał mi dwa dni, to znaczy... - zmieszał się lekko. - Za dwa dni powinien wrócić. Mam na imię Marco - uśmiechnął się. Nie czułam się pewnie w jego towarzystwie.  Szliśmy przed siebie, po chwili zdałam sobie sprawę, że idziemy w stronę lasu, do którego Marcel zabronił komukolwiek wchodzić. W tym momencie spojrzałam na Marco, który intensywnie na mnie patrzył. 
- Coś nie tak? - poczułam jak coś ukuło mnie w serce, często mi się to zdarza, kiedy coś jest niejasne, to znak, a przynajmniej ja to tak odbieram. Muszę dowiedzieć się o co tu chodzi. 
- Chcesz iść dalej? - zapytał, zatrzymując się. 
- Dlaczego nie? Chodźmy - uśmiechając się poszłam dalej, zostawiając chłopaka w tyle. 

3 komentarze:

  1. 53 year old Software Engineer I Nathanial Laver, hailing from Arborg enjoys watching movies like Song of the South and Table tennis. Took a trip to Himeji-jo and drives a Ferrari 330 TRI/LM Spider. zobacz tutaj

    OdpowiedzUsuń
  2. prawnik rzeszów - Jesteśmy prawnik-rzeszow.biz, kancelarią prawną z siedzibą w Rzeszowie. Jesteśmy małą kancelarią, dopiero zaczynamy swoją działalność, dlatego potrzebujemy dotrzeć do większej liczby osób. Oferujemy usługi prawnicze i musimy rozpowszechnić naszą nazwę, więc jeśli masz czas, aby napisać o nas, będziemy wdzięczni. Chciałabym podziękować za poświęcony czas, ponieważ wiem, że jesteście bardzo zajęci i naprawdę to doceniamy. Jeśli masz jakieś pytania, proszę nie krępuj się pytać.

    OdpowiedzUsuń